poniedziałek, 15 lutego 2016

Sewilla, Hiszpania - Olé!

Wyjazd był mikołajkową niespodzianką dla mojego męża. Oboje uwielbiamy hiszpańskie tapas, a perspektywa chodzenia bez kurtki i w okularach przeciwsłonecznych w grudniu była nie do odrzucenia.

Już raz odwiedziliśmy to miasto, było to jednak szybkie półtora dnia w niemożliwym wrześniowym upale. Tym razem, zwiedzanie było czystą przyjemnością.

Za każdym razem dziwię się i podziwiam szyk hiszpańskich rodzin, które tłumnie wychodzą w weekendy na spacery, siadają w licznych knajpkach i restauracjach na drinka i tapa. Panie elegancko, w większości na obcasach, panowie obowiązkowe marynarki a dzieci urzekają ubrane w białe koszulki, szorty, podkolanówki czy odświętne sukienki. Zawsze zazdrościłam im tego niewymuszonego szyku i dbania o wygląd. W Belgii niestety to rzadki widok.

PS: Lufcik wraca do żywych i wkrótce bardzo spóźnione posty z Chorwacji!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz