Wyjazd był
mikołajkową niespodzianką dla mojego męża. Oboje uwielbiamy hiszpańskie tapas,
a perspektywa chodzenia bez kurtki i w okularach przeciwsłonecznych w grudniu
była nie do odrzucenia.
Już raz
odwiedziliśmy to miasto, było to jednak szybkie półtora dnia w niemożliwym
wrześniowym upale. Tym razem, zwiedzanie było czystą przyjemnością.
Za każdym razem
dziwię się i podziwiam szyk hiszpańskich rodzin, które tłumnie wychodzą w weekendy
na spacery, siadają w licznych knajpkach i restauracjach na drinka i tapa.
Panie elegancko, w większości na obcasach, panowie obowiązkowe marynarki a
dzieci urzekają ubrane w białe koszulki, szorty, podkolanówki czy odświętne
sukienki. Zawsze zazdrościłam im tego niewymuszonego szyku i dbania o wygląd. W
Belgii niestety to rzadki widok.
PS: Lufcik wraca
do żywych i wkrótce bardzo spóźnione posty z Chorwacji!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz